My, kobiety ENDO, walczymy o szybką diagnozę i jak najwcześniejsze podjęcie próby zatrzymania postępu choroby – szczególnie u młodych dziewcząt.
W naszym kraju specjalistów od endometriozy mamy niewielu – są do policzenia na palcach maksymalnie dwóch rąk. Na prawie 3 miliony polskich kobiet chorych na endometriozę jest ich stanowczo za mało. To się musi zmienić.
Diagnozowanie endometriozy – kto to potrafi?
Endometrioza nie była u mnie zdiagnozowana przez prawie 13 lat. Rozpoznanie otrzymałam po wielu latach peregrynacji od specjalisty do specjalisty. Jako nastolatka miałam bardzo bolesne i obfite miesiączki. Dostałam wówczas tabletki antykoncepcyjne od pierwszego ginekologa, do którego chodziłam. Leczenie to mocno wyciszyło objawy. Kiedy jednak po sześciu latach przestałam te tabletki brać, choroba zaatakowała ze zdwojoną siłą. W czasie miesiączek z bólu nie byłam w stanie chodzić, mdlałam i wymiotowałam, co sugerowało, że mam problemy z przewodem pokarmowym. Pewnego dnia zemdlałam podczas śniadania. Mój mąż powiedział wtedy, że musimy znaleźć przyczynę moich dolegliwości. Jeszcze tego samego dnia zbadała mnie moja pani ginekolog. Zdiagnozowała guz na jajniku i zaordynowała… obserwację, informując jednocześnie o konieczności zgłoszenia się do szpitala w razie, gdyby guz się rozlał. Zapytałam lekarkę, czy mam przez kolejne dwa tygodnie siedzieć na tykającej bombie i udawać, że nic się nie dzieje, a następnie wyszłam z gabinetu. Zadzwoniłam do przyjaciela, który skierował mnie do znajomego ginekologa. Dopiero ten lekarz jako pierwszy zaczął mówić o guzie czekoladowym. Nie wiedziałam, co to jest, ale podczas zbierania informacji w internecie pojawiło się hasło endometrioza. Dalsze poszukiwania wycelowałam w tę chorobę.
Poprzez męża otrzymałam od jego znajomej kontakt do właściwego lekarza. Od tego specjalisty usłyszałam wreszcie diagnozę; była bardzo poważna: endometrioza IV stopnia.
Rewolucja w głowie i w stylu życia
Chyba najtrudniejsze przy tej chorobie jest to, żeby zrozumieć, że nie można się jej pozbyć, stosując leki czy terapię operacyjną. To są metody tylko i wyłącznie wyciszające chorobę albo – jak w przypadku operacji – jest to oczyszczenie organizmu ze zmian, które spowodowała endometrioza. Podstawą do zmniejszania nawrotów oraz bolesnych objawów endometriozy jest zmiana stylu życia. To trudne zadanie – wymaga transformacji myślenia, stosowania diety przeciwzapalnej, suplementacji oraz innych metod terapii, które łagodzą objawy choroby. Ważne jest też poddawanie się regularnym kontrolom ginekologicznym. W moim przypadku są to kontrole co trzy miesiące.
W I i II stopniu endometriozy młoda dziewczyna mogłaby normalnie funkcjonować, gdyby była poddana całej terapii, o której mówię powyżej. To jest pomoc, której nie dostałam i dlatego u mnie choroba rozwinęła się do IV stopnia. Gdyby mi ktoś 13 lat wcześniej powiedział, że mam endometriozę, być może nigdy nie musiałabym przejść operacji. Uważam jednak, że gdy powstaje konieczność wykonania zabiegu, należy się temu poddać, gdyż po operacji zdecydowanie poprawia się jakość życia. Nawet, jeżeli jakość ta polepszy się na 3-4 lata, to i tak warto przeżyć ten czas bez bólu. Okres bez bólu można wydłużyć, stosując przeciwzapalną dietę i suplementację.
W pewnym momencie zrozumiałam, że zajmowanie się sobą przy endometriozie jest dla mnie ważne i cenne. Pierwszym pakietem pomocowym jest ukojenie bólu. Kiedy odczuwam ból brzucha, największą ulgę przynosi mi gorąca kąpiel. Pamiętam te wszystkie lata, kiedy siedziałam w misce z ciepłą wodą – tylko w ten sposób mogłam znieść ból, a jednocześnie rozmawiać z koleżanką. Leki przeciwbólowe nie zawsze pomagają – stąd, moim zdaniem, powinnyśmy przede wszystkim zapobiegać postępowi choroby.
Ponieważ diagnozuje się u nas, kobiet ENDO, chorobę nieuleczalną, ale też wpływającą na płodność, skutkuje to nieraz leczeniem dwóch schorzeń naraz czyli endometriozy i niepłodności, co dodatkowo obciąża organizm. Wiele kobiet nie wytrzymuje tego; wymagamy często pomocy psychologicznej. Dlatego ważne jest, aby siebie po prostu w tej chorobie ukochać.