Przez 16 lat pracowałam w Narodowym Instytucie Onkologii jako elektroradiolog i nauczyciel przedmiotów związanych z diagnostyką obrazową i fizyką medyczną. Kiedy miałam 31 lat, przez przypadek dowiedziałam się, że choruję na raka. Podczas zajęć praktycznych z rezonansem magnetycznym zgłosiłam się bowiem na ochotnika do badania miednicy; badanie ujawniło, że mam na szyjce macicy guza wielkości 5 cm – był to rak neuroendokrynny szyjki macicy, już wtedy z przerzutami do węzłów chłonnych. Nie miałam żadnych objawów, chodziłam regularnie do ginekologa, robiłam cytologię.
To była dość niespotykana forma raka, gdyż na szyjce macicy lokalizuje się on u zaledwie 1% ludzi na świecie chorujących na ten nowotwór – z tego powodu moje leczenie nie przebiegało według standardowych schematów. Przeszłam chemio-, radio- i brachyterapię oraz radykalne usunięcie narządów rodnych i węzłów chłonnych, wskutek czego, mając 31 lat, weszłam w przyspieszoną menopauzę. Dla tak młodej osoby był to czas nie tyle wymagający fizycznie, co psychicznie. Towarzyszył mi też lęk, jak każdemu innemu pacjentowi onkologicznemu, o to, co będzie dalej, czy rak wróci… Proces leczenia był dla mnie trudny psychicznie także i z tego powodu, że nie zdążyłam zostać biologiczną mamą. Nowotwór w moim ciele szybko się rozrastał – nie było czasu na myślenie o rozwiązaniach na zabezpieczenie płodności, tylko trzeba było jak najszybciej podjąć leczenie.
Dokumentatorka i instruktorka
W trakcie choroby założyłam kanał na YouTubie, bo chciałam nagrywać filmy instruktażowe dla pacjentów – wiedziałam, że kiedy trafiają do szpitala, lekarz nie ma czasu, aby choremu dokładnie wytłumaczyć wszystko, co dotyczy badań i planowanego leczenia. Nagrałam nawet jeden film na temat rezonansu magnetycznego, a później okazało się, że sama jestem chora.
Pomyślałam, że będę pokazywać w moich filmach drogę, którą przechodzę, z punktu widzenia pacjenta, ale też i personelu medycznego, bo z racji wykonywanej pracy wiedziałam, że będę mogła przekazać pacjentom wiele interesujących dla nich informacji. Kanał nazwałam Nachemii, bo byłam wtedy w trakcie chemioterapii.
Po leczeniu wróciłam do pracy na onkologii, ale ciągły kontakt z chorymi źle wpływał na mnie psychicznie. Zastanawiałam się więc, co mogłabym w życiu robić, żeby dawało mi to tyle satysfakcji, jak wcześniej kontakt z pacjentami.
Kiedy w czasie leczenia szukałam peruk, były one dostępne w sklepach medycznych, gdzie brakowało ustronnego miejsca do przymiarek. Postanowiłam więc otworzyć sklep, w którym pacjenci onkologiczni poczują się zaopiekowani i znajdą komfortową, intymną przestrzeń na spokojne zapoznanie się z ofertą. Tak powstał pierwszy sklep, który istnieje do tej pory; obecnie jest ich kilka. Kiedy sklep odwiedza klientka/pacjentka, zamykamy sklep i jesteśmy tylko dla niej, aby mogła w spokoju i prywatności wybrać najlepiej dopasowaną do siebie perukę.
Druga szansa na życie
Otrzymałam drugą szansę na życie. Dzięki trudnemu doświadczeniu z leczeniem onkologicznym stałam się odważna. Kiedy zrozumiałam, że życie mamy tylko jedno, zmieniły się też moje priorytety – mam pełną świadomość tego, że jesteśmy tutaj tylko na chwilę. Choroba zmieniła również moją perspektywę spojrzenia na problemy.
Po leczeniu żyję dobrze, prowadzę kilka sklepów z produktami, które mogą pomóc chorym onkologicznym; może niebawem powstanie fundacja. Staram się działać, pomagać, jeździć do innych fundacji. Wspieram pacjentki i staram się je też zatrudniać, bo wiem, że czasem po leczeniu nie mogą wrócić do dotychczasowej pracy lub nie mogą znaleźć zatrudnienia. Myślę że moją misją jest oswajanie choroby nowotworowej i niesienie pozytywnego przesłania, popartego przykładami osób, które żyją po raku, rozwijają się i czerpią garściami z życia.